poniedziałek, 8 grudnia 2014

Firenze maraton

 Nie muszę chyba, pisać jak bardzo ucieszyłam się, gdy Fitpozytywny mąż oznajmił mi, że razem ze swym przyjacielem zapisali się na maraton we Florencji. Jeszcze nigdy nie byłam w Toskanii a zawsze o niej marzyłam :)


Z początkiem października Chłopcy rozpoczęli przygotowania. Przez 6 tygodni co wtorek, czwartek, sobotę i niedzielę spotykali się na wspólnych treningach. Chłopaki narzucili dietę i sportowy tryb życia.

27 listopada wylądowali we Florencji w towarzystwie swojego Funclubu czyli żon.

Po zakwaterowaniu postanowiliśmy zwiedzić okolicę. Tego wieczoru chłopaki jeszcze konsekwentnie trzymali się przedstartowych założeń. Do łóżek położyliśmy się ok 3 w nocy, co nie przeszkodziło nam wstać rano i dzień rozpocząć od 5 km przebieżki po pięknych uliczkach florenckich.






Około południa wybraliśmy się po odbiór pakietów. Okazało się, że przez pomyłkę nasi Chłopcy wystartują w barwach włoskich. Po odebraniu numerów startowych trzeba było przejść na sam koniec hali po koszulki.


Dzięki temu każdy startujący miał możliwość zwiedzić całą halę, zbierając po drodze ulotki kolejnych świetnych imprez biegowych z całego świata. Koszulki Asics w kolorze purpury ładnie chłopakom pasowały do oczu.


Piątkowy wieczór spędziliśmy w kultowej, florenckiej restauracji prowadzonej przez Habsburgów – La Giostra. Chłopcy w dbałości o dietę przyswoili duże ilości białka w postaci zjedzenia całego wołu.

Sobotni poranek rozpoczęliśmy hasłem „Zwiedzanie przez bieganie”. Po dobrym śniadaniu, w wygodnym ubraniu biegiem ruszyliśmy w kierunku Placu Michała Anioła.





Temperatura do treningów była idealna. Biegaliśmy z przerwami na fotki. Im wyżej wbiegaliśmy, tym piękniejszy widok się przed nami roztaczał. Widzieliśmy Florencję w całej jej okazałości. Zrobiliśmy ok 8 km z podbiegami.








W nagrodę zasłużyliśmy na porządne porcje makaronu.

30 listopada w niedzielę obudziliśmy się wczesnym rankiem i udaliśmy się na przedstartowe śniadanie. Chłopcy delektowali się bułkami z miodem.



Przy kawce omówiliśmy strategię biegu i kibicowania. Nam jako Funclubowi i wiernym kibicom, przypadło w udziale bardzo odpowiedzilne zadanie. W umówionych punktach na 20 i 35 km miałyśmy dostarczać chłopakom żele i wodę.




Ustalony został ambitny plan 3:30 na pokonanie dystansu.

Start biegu zaplanowany był na 9:00, ale ze względu na transmisje w telewizji opóźnił się o 20 minut.









Pierwsze 15 km było dość trudne ze względu na tłok. Jak to przy maratonie bywa, prawdziwy bieg zaczął się po pokonaniu 21 kilometra.

 Po 35 km nastąpił najprzyjemniejszy dla oka etap, ponieważ trasa prowadziła malowniczymi uliczkami starej Florencji. Meta biegu była na Piazza Santa Croce. Chłopaki dotarli tam po 3 godzinach 48 minutach i 59 sekundach z uśmiechami na ustach. Pomimo niezrealizowanego planu bieg uznaliśmy za udany.




Resztę dnia spędziliśmy na uzupełnianiu węglowodanów w postaci pasty i pizzy oraz płynów w postaci wielu butelek proseco. Wieczorem wzięliśmy udział w zorganizowanej przez Firenze Marathon imprezie w rytmach muzyki lat 70-tych. Chłopcy pomimo obolałych nóg dotrzymywali nam kroku w tańcach.

Po powrocie do domu Fitpozytywny zasłużył na porządny odpoczynek w którym pomogła mu sól od SALCO. Takie pudła będą chyba już stałym wyposażeniem naszej łazienki :)


Ku mej radości, dotarły do mnie ostatnio jakieś plotki: Czyżby Barcelona? Byłoby pięknie :)

1 komentarz:

  1. uwielbiam legginsy z printami! moim faworytem są te: http://betterlook.pl/legginsy-1373/Legginsy-Fullprint-3D-Honolulu.html teraz mi przypominają o lecie i lepszej pogodzie :(

    OdpowiedzUsuń